Kac Bystok – wieczór kawalerski bez happy endu
Rozpoczęły się przygotowania do realizacji pełnometrażowego filmu „Kac Bystok”. Ma on stanowić odpowiedź na polską produkcję „Kac Wa-Wa”, jednak, jak mówią pomysłodawcy przedsięwzięcia, nie będzie w nim happy endu.
Wydarzenia, które realizatorzy zamierzają przedstawić, dotyczą osób biorących dopalacze. Realizacją zajmie się Stowarzyszenie „Dobry Pomysł"
Tytuł filmu - „Kac Bystok" - nie jest przypadkowy z jeszcze jednego powodu. O ile kac odnosi się do stanu, w jakim człowiek znajduje się po spożyciu alkoholu, o tyle Bystok stanowi skróconą nazwę miasta Białystok. I nie chodzi w tym przypadku o to, że w tym mieście zażywa się więcej tzw. dopalaczy - zapewne Białystok pod tym względem nie odbiega od innych miast Polski - ale dlatego, że to właśnie tutaj narodziła się idea zrealizowania filmu. Jego pomysłodawcą jest Jacek Grygorowicz, członek kabaretu Lumbago, społecznik oraz funkcjonariusz straży granicznej.
Pomysł na film z życia wzięty
Dwa wydarzenia bezpośrednio przyczyniły się do wykrystalizowania się pomysłu. Pierwsze z nich to jeden ze spektakli zrealizowanych na potrzeby Teatru Dramatycznego w Białymstoku, w którym to Jacek Grygorowicz brał udział jako statysta. Podczas prób okazało się, że wiele elementów przygotowywanego przedstawienia mu nie odpowiada.
- „Po ostatniej próbie, przed premierą, i kolejnej integracji ze statystami i rozmowach z aktorami, postanowiłem, że sam zrobię pełnometrażowy film i zachęcałem w tej sprawie do kontaktu ze mną innych statystów. Zdając sobie sprawę, że moje życie składa się z niewielkich epizodów postanowiłem zrobić coś z dużym rozmachem" - mówi Jacek Grygorowicz.
Brakowało jedynie tematu, ale jak to zazwyczaj bywa, materii na treść filmu dostarczyło samo życie.
- „Jakiś czas potem, usłyszałem w mediach o kilkudziesięciu zgonach po zażyciu „Mocarza". To było to!" - dodaje Jacek Grygorowicz.
Zażywasz, przegrywasz
Przy realizacji filmu zaangażowanych jest obecnie około 60 osób. To nie tylko aktorzy, ale również wolontariusze, pracujący m.in. nad zebraniem funduszy potrzebnych na realizację filmu. Wszystkich ich łączy jedna idea - walka z dopalaczami i dotarcie z informacją o możliwych skutkach ich zażywania do możliwie jak największej liczby osób narażonych na kontakt z narkotykami.
Wielu osobom może się wydawać, że kwestia dopalaczy jest sztucznie kreowana, m.in. przez tego typu przedsięwzięcia. Nie jest tak m.in. dla Marcina Sawickiego, koordynatora ds. medialnych inicjatywy oraz Daniela Laskowskiego, który jest jedną z kilku osób w ekipie filmowej, która z dopalaczami miała bezpośrednią styczność.
Zdaniem Marcina Sawickiego pomijanie tego tematu, twierdzenie, że tak właściwie nie ma o czym mówić, jest przysłowiowym zamiataniem problemu pod dywan. W myśl zasady, że nie ma tego, czego nie widać. Tak jednak nie jest, a ludzie sięgający po dopalacze są wokół nas. Niestety przypominamy sobie o tym problemie dopiero wówczas, gdy na czołówki gazet czy portali internetowych trafiają doniesienia o osobach umierających na skutek zażycia środka o niewiadomym składzie.
- „Dopalacze pojawiły się na rynku jako substytut tzw. miękkich narkotyków. Gdy ich sprawą zajęli się politycy, uchwalając ustawę delegalizującą większość substancji stosowanych do produkcji dopalaczy, producenci w celu uniknięcia konsekwencji prawnych, zaczęli modyfikować skład chemiczny" - mówi Marcin Sawicki. „Dziś trafiają na rynek produkty o tak udziwnionym składzie, że ludzie po ich zażyciu umierają. To budzi dziś największą grozę."
Ciekawość większa niż strach
Obawy, przed sięgnięciem po raz pierwszy po specyfik, miał Daniel Laskowski, który otwarcie przyznał się do zażywania dopalaczy. Strach przed konsekwencjami związanymi z zażywaniem dopalaczy został jednak przyćmiony przez ciekawość. Mechanizm sięgania po niedozwolone specyfiki zazwyczaj przebiega w ten sam sposób. Jednostka odrzucona przez rodzinę, wyrzucona na margines społeczeństwa, poszukuje substytutu, który zrekompensuje niedobory.
Wbrew pozorom dotarcie do nielegalnych substancji, które stają się pewnego rodzaju formą zwrócenia na siebie uwagi, czy też swoistym okrzykiem - patrzcie jestem tu - nie jest trudne. Dziś, pomimo tego, że jeszcze jakiś czas temu działające otwarcie coffee shopy zostały zdelegalizowane, handel kwitnie w sieci. Są też podwórkowi koledzy, chętni do „niesienia pomocy", nie zawsze tej, która zagubionemu człowiekowi jest potrzebna. Z dopalaczami problem polega na tym, że ludzie sięgający po nie, są pozostawieni sami sobie. Nikt nie zajmuje się badaniem skali zjawiska, nie ma programów przeciwdziałających uzależnieniom od dopalaczy. Danielowi udało się z intensywnego zażywania dopalaczy - dzień w dzień przez cztery tygodnie - wyjść samemu. Odezwał się jego wewnętrzny mechanizm samokontroli. Nie wszystkim się jednak udaje.
Bez taniego pouczania
Czy film ma być rodzajem ostrzeżeniem przed skutkami zażywania dopalaczy? Z całą pewnością tak. Choć, jak zapewnia pomysłodawca, nie będzie w nim zbędnego moralizatorstwa, które ludzi, szczególnie młodych, zniechęca. Ich zamierzeniem jest to, aby ludzie przyszli na ten film, dobrze się bawili, ale też wyszli z kina z refleksją, dotyczącą tego, jak wiele jesteśmy w stanie poświęcić dla krótkiej chwili bycia poza świadomością. Już dziś twórcy zapowiadają, że nie będzie to film dla grzecznych dzieci. Będzie za to wieczór kawalerski bez happy endu, do którego przyzwyczaili nas twórcy podobnych produkcji.
Powstaje pytanie, czy pomysł ma szansę na realizację. Wszystko zależy od tego, ile uda się zgromadzić środków finansowych. Film ma realne szanse na powstanie przy budżecie 20 tys. złotych, natomiast 200 tys. złotych pozwoliłoby na realizację obrazu przy wykorzystaniu lepszego sprzętu, rekwizytów, oświetlenia czy nagłośnienia. Twórcom marzy się również zaangażowanie czołówki polskich aktorów wywodzących się z Podlasia.
Nadesłał:
PRoteina PR
|