Tutor - ktoś, kto potrafi dać siebie
Jakie były początki tutoringu w Hiszpanii? Jaka jest różnica między edukacją zindywidualizowaną a spersonalizowaną? Rozmawiamy z Jose Maria Barnilsem, wieloletnim dyrektorem placówek edukacji spersonalizowanej na całym świecie.
Piotr Czekierda: Jakie są źródła tutoringu?
Josep María Barnils: Nie jestem ekspertem, jeśli chodzi o źródła tutoringu. Historia mówi jednak wyraźnie, że już faraonom czy innym władcom starożytnym, a następnie synom średniowiecznych królów i szlachciców towarzyszyły specjalnie do tego przygotowane osoby, których zadaniem było pomagać w osiągnięciu odpowiedniego rozwoju, pogłębianiu posiadanej wiedzy i zdobywaniu nowej. Myślę, że bardzo łatwo jest odczytać sens tutoringu: by rozwinąć w pełni siebie i nasze zdolności oraz walczyć przeciwko naszym wadom i ograniczeniom, każdemu z nas potrzebna jest specjalna pomoc. Odpowiednio przygotowana osoba, posiadająca wiedzę i prawdziwie zainteresowana niesieniem pomocy konkretnemu człowiekowi, może w dużym stopniu przyczynić się do integralnego rozwoju młodych ludzi. Już średniowieczne uniwersytety wprowadziły osobę zwaną preceptor. W dzisiejszych czasach trudno sobie wyobrazić anglosaski system szkolnictwa pozbawiony instytucji tutora lub preceptora. Myślę, że jego status, niemal na całym świecie ciągle nieunormowany, stanowi wyzwanie – ogromne wyzwanie – tak dla szkół wyższych, średnich jak i podstawowych.
PCz: W Polsce rozwijamy w tej chwili tutoring. Jakie były jego początki w Hiszpanii? Jak przechodziliście od edukacji masowej do zindywidualizowanej?
JMB: W połowie ubiegłego wieku Victor García Hoz, profesor Uniwersytetu Complutense w Madrycie, poświęcił się pracy nad zgłębianiem zagadnienia edukacji spersonalizowanej. To znaczy takiej, która zapewnia osobiste podejście do każdego ucznia i która oznacza, że lekcje skierowane są nie do grupy, ale do każdego z podopiecznych, z uwzględnieniem jego indywidualnych potrzeb. Victor García Hoz zostawił po sobie ogromny dorobek w postaci liczącej trzydzieści cztery tomy encyklopedii o edukacji spersonalizowanej w różnych aspektach, na różnych poziomach etc. Dzięki jego pracy oraz dzięki powstaniu, w połowie lat pięćdziesiątych i w latach sześćdziesiątych, wyspecjalizowanych placówek oświatowych, tutoring zaczął obejmować – przynajmniej w teorii, bo w praktyce wyglądało to różnie – coraz szersze grono uczniów. Chodziło o to, by każdemu z nich pomóc maksymalnie rozwinąć jego możliwości i okazać mu prawdziwą troskę o jego sprawy. Profesjonalista, który pomaga w sposób zimny i zdystansowany, może zrobić dla podopiecznego dużo dobrego, ale nie umożliwi mu rozwinięcia posiadanych zdolności i umiejętności do maksimum. Dlatego uważam, że tutor lub preceptor w szkole podstawowej lub średniej nie jest wyłącznie starszym i bardziej doświadczonym fachowcem, którego zadanie sprowadza się do pomocy młodszemu od siebie. To ktoś, kto nie tylko zajmuje się uczniem, ale komu naprawdę zależy – podobnie jak to ma miejsce w rodzinie – na właściwym rozwoju danego ucznia.
PCz: To ciekawe, że tutoring czy relacja spersonalizowana mistrz-uczeń przetrwały tam, gdzie trzeba osiągnąć mistrzostwo: w sztuce, w wymagających naukach, takich jak na przykład filologia antyczna. Czy można zatem przyjąć nieco przewrotną tezę, że gdy nie ma edukacji spersonalizowanej, ludzie nie osiągną doskonałości, tylko będą po prostu przeciętni?
JMB: Nie uważam, byśmy mogli generalizować i uznać tę tezę za niepodważalną. Pewne jest jednak, że bez edukacji spersonalizowanej i bez zindywidualizowanego pomagania każdemu z uczniów (na poziomie szkoły podstawowej i średniej musi się to odbywać w bliskim kontakcie z ich rodzinami, zwłaszcza z rodzicami), dziecku trudno jest maksymalnie rozwinąć umiejętności. Czy można osiągnąć doskonałość w jakiejś dziedzinie bez edukacji spersonalizowanej, czyli tutoringu? Tak, jednak z całą pewnością nie da się bez nich maksymalnie rozwinąć wszystkich potencjalnych umiejętności.
PCz: Kierował Pan wieloma szkołami, gdzie był tutoring. Jakie cele stawiano przed tą metodą pod Pańskim kierownictwem?
JMB: Tutoring stanowił część prowadzonego przez szkołę projektu edukacyjnego opartego na edukacji spersonalizowanej. Dla istnienia tego typu edukacji niezbędne jest prowadzenie tutoringu z rodzicami i z uczniami. Gdyby nie tutoring, mielibyśmy do czynienia z pewnego rodzaju indywidualizacją w edukacji, ukierunkowaną jedynie na osiąganie postępów w nauce, ale na nic ponad to. Tutoring, a więc osobisty kontakt z rodzicami i z uczniami, ma na celu pomóc w rozwijaniu wszystkich zdolności ucznia: nie tylko tych związanych z jego intelektem, ale również z kształtowaniem go jako osoby. Chodzi o budowanie w nim systemu wartości i umożliwianie mu poznawania samego siebie, dzięki czemu dowiaduje się, w czym powinien być lepszy, w czym może być lepszy oraz jakie są jego zdolności i ograniczenia. Poznaj samego siebie, mawiał Sokrates. Osobie, która nie zna samej siebie, trudno jest stawać się lepszą. Ale poznanie siebie samego to nadal nie wszystko: trzeba jeszcze siebie zaakceptować. Tutoring odgrywa tutaj ogromną rolę: dzięki niemu rodzinom łatwiej jest zaakceptować dzieci takimi, jakie one są, z ich wartościami i ograniczeniami – nawet wtedy, gdy rodzice chcieliby, żeby były lepsze.
Czasami podczas spotkań z rodzinami słyszę: „mój syn musi być taki i taki”. Rodzice chcą, by ich dziecko zostało mistrzem w sztafecie na sto metrów, podczas gdy ono kuleje na jedną nogę. Mogą przyjąć dwie postawy: zaakceptować je takim, jakim jest – albo, w przeciwnym razie – przeszkodzić mu w rozwinięciu do maksimum indywidualnego potencjału.
PCz: Czy widzi Pan różnicę między edukacją zindywidualizowaną a spersonalizowaną?
JMB: Indywidualizacja oznacza zazwyczaj „zindywidualizowane instruowanie” a nie „zindywidualizowaną edukację”. Kiedy mówimy o edukacji spersonalizowanej chodzi o skupienie się na osobie jako całości, bez ograniczania się wyłącznie do aspektu związanego z nauczaniem i do używanych technik.
PCz: Oglądał Pan pracę wielu tutorów.
JMB: (śmieje się): Setek!
PCz: W jaki sposób pracowali najczęściej: jakie były ich konkretne narzędzia, sposoby oddziaływania?
JMB: Tutorów trzeba szkolić, gdyż każdy z nich posiada określone możliwości i zdolności. Niektórym bycie tutorem przychodzi łatwo, muszą jednak nauczyć się rozróżniać typy charakterów, zaczerpnąć wiedzy na temat rozwoju osobowościowego i cech właściwych dla wieku danej osoby. Dowiedzieć się, na które cele należy położyć nacisk w konkretnym momencie, a które lepiej odpuścić. W związku z tym preceptor, jeśli nie będzie się szkolił, nigdy nie będzie dobrze wykonywał swojej pracy nawet gdy na początku spełnia określone minimalne wymogi.
PCz: A jakie predyspozycje powinien mieć tutor?
JMB: Tutor to osoba, która potrafi dać siebie, ofiarować to, co ma, i troszczyć się o drugiego człowieka; i nie dlatego, że na tym polega jej praca, ale w imię czegoś wyższego. Krótko mówiąc, tutoring może osiągnąć swój najwyższy stopień tylko wtedy, gdy tutor kocha ucznia. Bez tego ciepła i troski, podobnych do tych, jakimi matka lub ojciec darzą swoje dziecko, tutoring nigdy nie będzie doskonały. Niektórzy nie posiadają takiej zdolności dawania siebie innym.
PCz: Rozumiem, że mamy tutaj kompetencje związane z postawą i mamy również kompetencje – bardzo konkretne – pedagogiczne. Jak to się przekłada na program szkoleń czy przygotowywania tutorów, który był realizowany w szkołach, którymi Pan kierował? My w Polsce zastanawiamy się, jak kształcić dobrych tutorów.
JMB: Moim zdaniem, punktem wyjścia powinny być wykłady z antropologii, mówienie, kim w rzeczywistości jest człowiek. Po drugie: każdy z nas ma inny charakter i trzeba dobrze zaznajomić z różnymi typami charakterów, z tym, co cechuje dane osoby i jak reagują oraz jak możemy wpłynąć na sposób ich reakcji.
Tutor powinien wiedzieć, jak przebiega proces rozwoju u dziecka pomiędzy szóstym a osiemnastym rokiem życia, czy nawet między szóstym a dwudziestym – dwudziestym piątym, jeśli chcemy dotrzeć również do studentów. I mówimy o poznaniu tego procesu odrębnie u chłopców i u dziewczynek, bo są one zupełnie inne.
Trzeba pokazać tutorowi, jak może pomóc podopiecznemu, by ten pracował i uczył się w lepszy sposób i potrafił lepiej organizować swoją pracę. Ogromny wpływ na osoby uczące się ma to, co czytają, w związku z czym tutor musi wiedzieć, jakie książki może polecić uczniowi w danym wieku, aby pomogły mu w pełni uformować siebie jako osobę, a nie tylko jako eksperta od matematyki czy nauk ścisłych. Bowiem zadanie tutora w żadnym wypadku nie polega na tym, by swoją rozległą wiedzę – załóżmy, że matematyczną – przekazywał podopiecznemu. Można być dobrym tutorem i jednocześnie nie być specjalistą w żadnej dziedzinie. Tutoring nie sprowadza się też do tego, by pokazać, w jaki sposób uczyć się matematyki czy innych przedmiotów. Jego istotą jest przekazanie uczniowi narzędzi, dzięki którym on sam będzie potrafił rozwijać wszystkie swoje umiejętności, a przy okazji nauczy się tego, co ma zadane.
PCz: Co jest najtrudniejsze w pracy tutora?
JMB: Najtrudniej jest kochać ucznia.
PCz: To się odwołuje do czegoś bardzo szlachetnego w zawodzie nauczyciela: powołania, oddania. Czy tego można nauczyć?
JMB: Niektórzy posiadają bardzo rozwiniętą zdolność do kochania, u innych zaś jest ona bardzo mała. Można ją pogłębiać, ale to trudne zadanie. Kiedy człowiek nie kieruje się motywami wyższymi (które niekoniecznie mają charakter religijny; chodzi raczej o zrozumienie, że nie żyje się wyłącznie po to, by rozwijać siebie, ale także w służbie ludziom i społeczeństwu, więc również po to, by dawać siebie innym), kiedy nie jest świadomy wielkości swojego zadania, nie może być dobrym tutorem.
PCz: Tutoring to u nas wciąż nowa metoda, która jednak dynamicznie się rozwija. Proszę o przesłanie dla polskich tutorów. Co chciałby Pan im powiedzieć?
JMB: By każdy z nich kierował się ogromną troską o pełny rozwój swoich uczniów. Nie chodzi wyłącznie o postępy w nauce, ale o całościowy rozwój osobisty. Kiedy brakuje tego głębokiego zainteresowania sprawami ucznia, a cały nacisk kładzie się wyłącznie na oceny, sytuacja przypomina próbę wybudowania domu bez fundamentów.
JOSEP MARIA BARNILS – przewodniczący EASSE (Europejskiego Stowarzyszenia Edukacji Zróżnicowanej, do którego należy ponad 2000 szkół w 16 krajach Europy, także w Polsce), członek OIDEL, doradca i współtwórca wielu placówek oświatowych na terenie Europy, Ameryk i Azji.
Zdjęcie: Artur Korbacz
Tłumaczenie: Monika Hawryluk
|
Wywiad został przeprowadzony przez Piotra Czekierdę, eksperta ds. tutoringu w Projekcie "Nowoczesny Wykładowca - tutor i coach" finansowanym ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego.