NIE.STAŁOŚĆ (ET OMNIA VANITAS)
Jak odbieramy zmienność i przemijanie? Czy takie tematy mogą stać się przedmiotem sztuki? Zapraszamy na spotkanie z wystawą Nie.Stałość (et omnia vanitas) otwartą w Galerii Głównej Institute of Design w Kielcach i rozmowę z kuratorką - Moniką Patuszyńską
Czy Pani zdaniem ta wystawa może choć w niewielkim stopniu zmienić nastawienie ludzi do przemijania?
|
To przede wszystkim wystawa o pogodzeniu ze zmiennością stanów i zmiennością rzeczy, które przejawiają się zarówno w umieraniu, jak i w rośnięciu; o tym, że ubywanie może oznaczać przyrastanie, rozpad- powstawanie, a zużywanie- zamiast niszczyć może wzbogacać przedmioty. Wszystko zależy od punktu widzenia.
W naszej kulturze “zmienność” jest nacechowana negatywnie. Proszę zwrócić uwagę, że np. rozkład po śmierci przydarza się tylko tym z nas, których życie nie było wystarczająco nieposzlakowane, abyśmy zostali świętymi. Ciała świętych nie podlegają rozkładowi ani zmianom. Tymczasem to straszne gnicie, którego tak się boimy, bo brzydko pachnie jest procesem umożliwiającym krążenie pierwiastków w przyrodzie, której- o czym ciągle usiłujemy nie pamiętać- jesteśmy częścią.
Z jednej strony uznaliśmy, że liczy się tylko to, co istnieje wiecznie- czy będzie to miłość czy szwajcarski zegarek, z drugiej- nie jesteśmy w stanie wziąć odpowiedzialności za to, co nas otacza i pozbywamy się tego tak szybko, jak przestanie przypominać znany z reklamy obraz. Oczekujemy od posiadanych przez nas przedmiotów, żeby istniały niejako poza światem, do którego sami należymy i obrażamy się na nie, kiedy nie przystają do tych wyobrażeń. Sami zresztą wstydzimy się tego, że podlegamy zmianom: tyjemy, chudniemy, wypadają nam włosy.
Czy przemijanie, zepsucie, zużycie staną się kiedyś przedmiotem sztuki na szerszą skalę?
Wystawa nosi podtytuł et omnia vanitas dla przypomnienia, że temat przemijania nie jest tematem nowym i od lat zajmuje twórców. Pewnym zwrotem jest to, że komentowaniem rzeczywistości i opowiadaniem o ważnych sprawach zajął się teraz design - dotychczas tę rolę pełniła sztuka.
Skąd pomysł na taką wystawę? Jaki był jej cel?
Żyjemy w nadmiarze i natłoku- produkujemy zbyt wiele nowych informacji i zbyt wiele nowych przedmiotów, wymyślamy zbyt wiele nowych technologii, które wcale nie sprawiają, że nasze życie staje się lepsze albo mądrzejsze. Jako kurator wystawy chciałam zastanowić się nad bardzo szeroko pojętą przemijalnością stanów i przedmiotów. Zresztą stawianie pytań zawsze wydawało mi się bardziej interesujące od udzielania odpowiedzi. Nie interesuje mnie rola kuratora, jako wszechwiedzącego narratora- wolałam zostać narratorem ciekawskim, który trochę sam prowadzi temat wystawy, a trochę pozwala mu się prowadzić.
Czy któryś z eksponatów/obiektów jest dla Pani szczególnie ważny, ulubiony? Dlaczego?
Sama bardziej przywiązuję się do rzeczy niż ich wizerunku i lubię patrzeć, jak się starzeją. Bliskie są mi filiżanki Stain londyńskiego Studia Wood zaprojektowane tak, aby zużywanie zamiast je niszczyć- wzbogacało. Dekoracyjny wzór, którym są pokryte ujawnia się dopiero w miarę używania, kiedy barwniki zawarte w herbacie wnikają w porcelanę. Z kolei biodegradowalna urna Ovo odziera człowieka z tej "ponadmaterialności", z którą jakoś nigdy nie udało mi się utożsamić i umieszcza nasze ciała na powrót wśród innych pochodnych materii. Lubię Chrono-Shredder Susanny Hertrich, czyli kalendarz działający jak niszczarka, która dzień po dniu nieubłaganie zamienia kolejne dni wystawy na paski papieru chrobocząc przy tym do siebie radośnie. Przywiązałam też się bardzo do zaprojektowanej przez Alicję Patanowską Plantacji- codziennie do niej zaglądam, żeby sprawdzić jak rośnie i czy nie potrzebuje podlania.
Skąd wziął się pomysł umieszczenia w roli eksponatu łyżek?
Kolekcja zużytych w procesie jedzenia łyżek to jedyny “niedesignerski” eksponat na wystawie. Łyżki są bardzo szczególnym obiektem, bo sam akt wkładania czegoś do ust, dotykania wargami jest zarezerwowany tylko dla szczególnych sytuacji i szczególnych przedmiotów- to jedna z najbardziej osobistych sfer naszego ciała. Codzienne przedmioty są z nami od wieków- żyjemy z nimi w symbiozie, wytwarzamy relacje i oddziałujemy na siebie wzajemnie się zmieniając. Odbijają się na nich nasze zwyczaje jedzeniowe i powtarzalność naszych gestów. Metalowe, twarde łyżki po latach używania ścierają się z jednej strony- tej, która styka się z naszymi (miękkimi) ustami.
Czy liczy Pani na zrozumienie ludzi funkcjonujących wśród wszechobecnego kultu piękna i młodości?
Angielska arystokracja podobno nowe ubrania oddawała najpierw służbie do znoszenia- nowość wcale nie świadczyła o klasie, mogła świadczyć jedynie o konieczności dokupowania, czyli de facto o nieposiadaniu. Również meble- co np. słusznie punktuje Deyan Sudjic w “Języku rzeczy”- w odpowiednio wysokich sferach należało otrzymać w spadku: “Konserwatysta Alan Clark w pamiętnikach zjadliwie opisuje swojego kolegę z rządu, Michaela Heseltine’a, że wygląda na takiego, który musi kupować sobie meble. Za aluzją Clarka stoi przekonanie, że tylko ludzie z pospólstwa albo nizin społecznych mogliby kupić sobie stół do jadalni zamiast po prostu go odziedziczyć.” Nabywanie obnaża nie tylko fakt nieposiadania, ale- poruszając się nadal w kręgu wpływów gentlemanów, jeżeli wierzyć “O czym szumią wierzby”- fakt małostkowej pogoni za nowinkami, która nie przystoi ludziom z klasą (Ropuch, zagapiony w nowinki zawsze przegrywa w wyścigu o uznanie i szacunek, zawsze). Gdzieś odwróciły się znaczenia i nabywanie stało się dzisiaj dużo bardzie atrakcyjne niż posiadanie… Bardzo ładnie uzmysławia to Plantacja złożona ze szklanek po piwie zostawianych na ulicach Londynu przez weekendowych balangowiczów.
Czy uważa Pani, że coś, co jest stare może być piękniejsze niż kiedy było nowe?
Kiedyś o rzeczy należało przede wszystkim dbać- opiekować się nimi, aby następne pokolenia mogły je odziedziczyć. Dbanie jest jedną z form wchodzenia z przedmiotem w relację, przywiązywania się do niego i wspólnego z nim życia i refleksji. Rzecz, o którą zaczynamy dbać, nie tak łatwo wymienić potem na inną, ewentualnie- i to z żalem- dopiero, kiedy nie powiedzie się żadna z prób jej reanimacji. Nie jestem pewnie jedyna, która z dzieciństwa pamięta „pogrzeby butów” wyprawiane przez dorosłych schodzonym sandałom na nadmorskim deptaku, kiedy naprawdę nie zostawało już nic, co można by dla nich zrobić.
Czas poświęcany przedmiotom, które posiadamy nie przyczynia się do wzrostu konsumpcji, nie nakręca wskaźników gospodarki ani popytu. Jest niepatriotyczny i zupełnie nieopłacalny. Nie musimy już płodzić synów, którzy tysiącami polegną walcząc o ojczyznę, potęgę buduje się dzisiaj konsumpcją, technologią i dobrobytem. A może należałoby się zastanowić, czy bardziej patriotyczne i obywatelskie od planowego konsumpcjonizmu nie jest przypadkiem życie uważne: dbanie o rzeczy, dokręcanie kranu i dowiedzenie się gdzie właściwie lądują nasze śmieci?
Rozmawiała – Daria Szyda
Monika Patuszyńska projektantka porcelany, od roku Dyrektor Artystyczna w Institute of Design Kielce, wykładowca School of Form, uzależniona od przypadków i eksperymentowania, kuratorka wystawy "Nie.Stałość (et omnia vanitas)" w ID Kielce.
Daria Szyda studentka Filologii polskiej z komunikacją medialną na Uniwersytecie Jana Kochanowskiego w Kielcach. Aktualnie odbywa praktyki w Institute of Design Kielce. Lubi pisać recenzje i rozmawiać z ciekawymi osobami. Prywatnie pomaga bezdomnym psom.
Nie.Stałość (et omnia vanitas), 20.06.-20.09.2015, Institute of Design Kielce kurator: Monika Patuszyńska; zaproszeni projektanci: Aze Design, Agnieszka Bar, Dizeno Creative, Studio Dror (USA), Susanna Hertrich (D), Humade (NL), Bogdan Kosak, Malafor, Karina Marusińska, Alicja Patanowska, Monika Patuszyńska, Maxim Velčovský (CZ), Jólan van der Wiel (NL), Studio Wood (UK), School of Form: Danil Daneliuk, Patrycja Olszewska, Małgorzata Sakiewicz |
http://www.designerer.com/artykul/322/nie-stalosc-et-omnia-vanitas.html
Nadesłał:
nota bene
|