Przemysł filmowy w XXI wieku


Przemysł filmowy w XXI wieku
2013-07-25
Produkcja filmowa jest ryzykowna i przynosi niewielkie zyski. Są jednak tacy, którzy wciąż jeszcze chcą się w to bawić. Z czym muszą się mierzyć?
W dzienniku New York Times zamieszczono swojego czasu ciekawą infografikę. Znalazł się na niej schemat przedstawiający (z lekkim przymrużeniem oka) proces produkcji kasowego, hollywoodzkiego hitu. Od momentu, w którym pojawia się pomysł, aż po podpisanie kontraktu przez studio filmowe. Jak to wygląda? 

Proces produkcji filmy w kilku krokach

Na początek trzeba znaleźć pieniądze. Bardzo dużo pieniędzy. Wysiłki ministra Rostowskiego i pracowników ministerstwa finansów to pikuś przy tym, czego muszą dokonywać spece z Hollywood. Przykładowo, produkcja ostatniego filmy o przygodach Jamesa Bonda kosztowała studio filmowe150 mln dolarów. A jedna tylko część serii o Hobbicie – 200 mln USD. 

Kiedy pieniądze są, należy zastanowić się nad wyborem rodzaju filmy. Akcja, komedia i dramat to trzy najczęściej wybierane opcje. Kolejnym krokiem jest decyzja dotycząca tego, czy obraz będzie opowiadał o superbohaterze, przeszkodach na drodze do miłości czy przygodach grupy pilotów w kosmosie. Kiedy uda się ustalić, co konkretnie zostanie wyprodukowane, przychodzi czas na dobór aktorów. 

Z reguły poszczególni artyści wybierani są do podobnych produkcji. Colin Firth sprawdza się raczej w dramatach niż w filmach o superbohaterach, odwrotnie niż Robert Downey Jr. Na koniec pozostaje podjęcie decyzji o tym, czy film ma być 2D czy 3D. I wreszcie – sprawdzić, czy James Cameron ma czas i ochotę zrobić ten film. 

Miliardy do wzięcia

Ogromne nakłady mają jednak swoje uzasadnienie: blockbustery zarabiają jeszcze więcej. Wspomniany wcześniej Skyfall przyniósł ponad miliard dolarów dochodu. Podobnie, jak Hobbit. Dla studia filmowego wydatek na produkcję obrazu to po prostu inwestycja. Trzeba przy tym pamiętać, że duża dochodu to nie wpływy z biletów, ale z zupełnie innych źródeł. Na czym więc zarabiają producenci filmowi? 

Po pierwsze, na sprzedaży praw do emisji filmy stacjom telewizyjnym, producentom DVD i podobnym. Po drugie, na sprzedaży praw do produkcji gier wideo i tym podobnych, bazujących na obrazie. Po trzecie wreszcie, na wszystkich produktach powiązanych, takich jak zabawki, pamiątki, koszulki czy parki tematyczne nawiązujące do filmowych wydarzeń czy bohaterów. 

Wielkie zyski, wielkie straty

W tym wszystkim jest jednak pewien haczyk: dla studia filmowego inwestycja w konkretny obraz jest obarczona dużym ryzykiem. Przykładowo, film Man in Black 3 przyniósł 550 mln dochodu. Koszty produkcji wyniosły 250 mln dolarów, a marketing drugie tyle. Co oznacza, że dla producenta zysk był nieduży w porównaniu z poniesionymi nakładami. Wiele filmów w ogóle nie zarabia. W zasadzie – większość. 

Nie są to może aż tak wielkie wtopy, jak Wrota Niebios, które powaliły zarabiającą na innych filmach wytwórnię United Artists, jednak i tak mogą być problematyczne. Przykładowo, wypuszczony na rynek w 2011 roku Conan Barbarzyńca przyniósł stratę 65 mln dolarów, a Atlas Chmur z 2012 roku stracił około 40 mln dolarów. 

Pewniaki, sequele, minimalizacja ryzyka

Co to oznacza? Że biznes filmowy obarczony jest ogromnym ryzykiem. Trudno przed rozpoczęciem produkcji określić, co się sprzeda, co nie. O ile w przypadku gadżetów elektronicznych czy samochodów można bazować na badaniach marketingowych, filmowcy często zgadują. 

To dlatego tak ważny jest opisany na początku proces. I dlatego w jego trakcie tak często studia filmowe stawiają na pewniaki: aktorów, którzy już są popularni (nawet, jeśli ich gra nie jest najlepsza), historie które sprawdziły się kiedy indziej czy po prostu sequele. Wśród 100 najbardziej kasowych filmów wszech czasów do tej kategorii należy aż 18, z czego połowa została wypuszczona po roku 2000.



Nadesłał:

otoja

Wasze komentarze (0):


Twój podpis:
System komentarzy dostarcza serwis eGadki.pl